GODY
Święta Bożego Narodzenia nazywano w Polsce do XVIII wieku Godami, a na Śląsku Cieszyńskim ta staropolska nazwa jest żywa po dzień dzisiejszy i nawiązuje do ich genezy. Rozpoczynały się 25 grudnia, a kończyły w Trzech Króli, kiedy to obowiązkowo rozbierano choinkę, bo była symbolem tego godowego czasu.
Jego zwiastuny pojawiały się już w dzień św. Łucji, 13 grudnia, w postaci wróżb „od Łucyje do Wilije”. Przez dwanaście dni zapisywano pogodę wierząc, że każdy dzień określa pogodę danego miesiąca następnego roku, czyli jaka pogoda 13 grudnia, taka będzie w styczniu i tak po kolei do 24 grudnia, który „pokładał” na grudzień przyszłego roku.
Wigilia była dniem postnym i niezwykłym. Strojono choinkę, przygotowywano się do wieczerzy. Stół nakrywano białym obrusem, na nim świeca, Biblia, kancjonał, okrągły chleb, pod nakryciem monety i siano. W północnej i środkowej części Śląska Cieszyńskiego stół wzbogacały naczynia np. z owsem, pszenicą, jęczmieniem, cebulą, czosnkiem, by tego w przyszłym roku nie zabrakło. Wszędzie zaś dawano pod nogi coś z żelaza (łańcuch, siekierę), by były zdrowe i nie bolały. Powszechnie też zostawiano wolne miejsce przy stole dla zmarłego w ostatnim roku członka rodziny lub dla przygodnego gościa. Nie można też było siadać gdzie się chciało. Zajmowanie miejsc było uświęcone tradycją. To najważniejsze należało gospodarzowi, który kierował przebiegiem wieczerzy, mającej także swoje prawa. Mówiły one na przykład, że nikt nie może odejść od stołu z wyjątkiem gospodyni, dyktowały one, w jakiej kolejności powinny być podawane potrawy (np. chleb z masłem i powidłami, grysik z cukrem i cynamonem, strucla z mlekiem, bób z pieczarkami, kapusta z gałuszkami, zupa grochowa, jelita z kapustą, kołacze z powidłami itd.). W Beskidach ujmowano to tak: fasole, groch, gruszki, kapusta, gałuszki. Każda okolica, miejscowość, a nawet rodzina miała swoją kulinarną specyfikę. Jednak ryb nie było nigdzie. Pojawiły się dopiero w okresie międzywojennym. Wtedy też, ale powszechnie dopiero po drugiej wojnie światowej, zaczęto umieszczać pod choinką podarunki. Wcześniej ich nie było, a jeśli, to przynosił je św. Mikołaj. Niestety, obecnie zdominowały wszystko, toteż głównie na nie się czeka. Sens Godów, ich nastrój gdzieś się ulotnił z wszechwładną konsumpcją. I jeszcze jedna ciekawostka. Do końca I wojny światowej w większości rodzin spożywano wieczerzę z jednej misy, dopiero później otrzymał każdy swój talerz. Uroczystym momentem było dzielenie się opłatkiem i składanie sobie życzeń.
Po wieczerzy czas magiczny rozciągał się dalej – wróżono z jabłka, orzechów, świecy, buta, sztachet, a dotyczyło ono głównie zdrowia i zamążpójścia. Dziewczyny obejmowały po omacku sztachety w płocie, a ich parzysta liczba oznaczała zamążpójście. Biegły do szopy, przynosiły naręcze drewienek, z których wróżono tak samo jak ze sztachet. Nadsłuchiwały odgłosów, które także miały wskazać ich przyszłego męża. Gdy było to strzelanie, będzie nim pewnie myśliwy, gdy skrzypienie wozu, to rolnik itd.
Zwierzętom noszono resztki pokarmów z wigilijnego stołu, dawano im nawet opłatek, zwłaszcza krowom i koniom, dzięki którym żyło wiele rodzin.
Dzień Bożego Narodzenia był wielkim świętem, więc po nabożeństwie spędzano go w domu, w gronie najbliższych. Powszechnym zajęciem było śpiewanie kolęd i pastorałek. Natomiast ruch zaczynał się od św. Szczepana, kiedy to rankiem wyruszali winszownicy czy połaźnicy z życzeniami i z gałązką jodły, nieraz przystrojoną, która zwana była połaźniczką i miała nadzwyczajną moc – leczyła i odpędzała burze (podobnie, jak wielkanocna palma). Od Szczepana przez następne dni chodzili też pastuszkowie, trzej chłopcy ubrani po pastersku, z szopką czyli betlymkym, recytowali i śpiewali teksty biblijne i pastorałki. Z życzeniami, czyli po winszu chodzono też w Nowy Rok, a były one bardzo różnorodne i często dowcipne. Oto przykład:
Czyście nie widzieli, czyście nie słyszeli,
że to dzisio Nowy Rok?
Idźcie do kościoła, pozdrówcie Jezusa,
żeby sie wóm darzył rok.
Winszujym wóm szczynścio, zdrowio na tyn Nowy Rok,
cobyście byli zdrowi i wiesieli, jako w niebie anieli.
A tak wóm winszujym, panie gospodorzu
z waszóm paniczkóm i z waszymi dómownikami:
coby sie wóm darziło w kómorze i w łoborze,
w każdym kóntku po cielóntku,
a pod gynsióm młodych sto.
Miyjcie moc piniyndzy, nie zaznejcie nyndzy,
wszystko niech wóm mały Jezusek do,
co za kolybke żłóbek mo.
Halina Szotek
Poniżej fragment pracy nagrodzonej w konkursie: "Zwyczaje zimowe w mojej miejscowości", autorstwa Stefana Heczko.
KOLĘDOWANIE
W okresie od Świąt Bożego Narodzenia, poprzez Nowy Rok do święta Trzech Króli, ulice Skoczowa i gościńce okolicznych wiosek przemierzali rozmaici kolędnicy. Jedni – ze starannie wyuczonym programem i w przyzwoitym odzieniu, drudzy – byle jak ubrani i byle jak umalowani, przy tym z bardzo marnym programem. Ci pierwsi mieli na celu przekazać domownikom najlepsze życzenia wyrażone piękną mową albo pięknym – wespół z domownikami – śpiewaniem kolęd, by wielbić Nowonarodzonego. Tym drugim kolędnikom na takich wartościach nie zależało. Chcieli najmniejszym wysiłkiem zdobyć sutą zapłatę czy inne dary rzeczowe. Obie grupy były też różnie przyjmowane w domach. Pierwszych z zadowoleniem witano na progu i hojnie nagradzano, przed drugimi natomiast przymykano drzwi albo też wpuszczano raczej z litości do mieszkań. Jakie było kolędowanie, taka też była zapłata... W Nowy Rok chętnie widziano kolędników młodych i to wcześnie rano. Młodzi i wcześni przynosili odwiedzanym rodzinom szczęśliwy rok.
W święto Trzech Króli przyjmowano kolędników nieco odmiennie. Więcej zwracano uwagę na ich ubiór i program, jaki zamierzali przedstawić. W oczach mojego ojca, który w okresie swej młodości osobiście kolędował, marni kolędnicy nie znajdowali uznania. Głęboko zanurzony w tradycjach i zwyczajach ludowych swych przodków, postanowił na przełomie 1932 i 1933 roku poprzez nas, synów, zachować i przekazać przyszłym pokoleniom dobrze mu znane, a zarazem piękne w swej treści i szacie kolędowanie.
Najpierw przydzielał każdemu z nas rolę i tak: jako najstarszy z braci miałem odgrywać rolę króla Kaspra, brat Józef – króla Heroda, brat Karol – Melchiora, zaś najmłodszy brat Franciszek – króla Baltazara. Mieliśmy na sobie porządne i ładne szaty, uszyte przez matkę z kolorowego płótna. Kasper – fioletową, Herod – czerwoną, Melchior – seledynową, a Baltazar – różową. Ojciec nie szczędził godzin nocnych i pomysłów, by wykonać pozostałe elementy ubioru królewskiego: korony, pasy dla spięcia szat na biodrach, gwiazdę itp. Zrobione były z tektury oklejonej złotym papierem. Wybierając się w drogę zabieraliśmy z sobą stajenkę, obracającą się gwiazdę i dary dla Bożej Dzieciny: złotą szkatułkę, kadzidełko i srebrny kielich, improwizujący mirrę. Wchodziliśmy do mieszkania z pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i ustawiwszy się frontem do domowników, rozpoczynaliśmy nasze kolędowanie, które przebiegało następująco.
Przywitanie domowników
Trzej Królowie przyszli ku wam
Szczęścia, zdrowia winszujemy wam,
Szczęścia, zdrowia długie lata,
Przyszliśmy do was z daleka.
Wspólny śpiew kolędników
Gdy był król Herod tronem zajęty
Jak nam powiada Mateusz Święty,
Trzej Mędrcy w jednej godzinie
Zeszli się w Jerozolimie, na podziwienie.
Przyozdobieni w najdroższe szaty –
Wiszą purpury, zacne szkarłaty,
Wielbłądy i ich konie
Były złotem ozdobione i w diamenty.
Ludzie myśleli, że to igrzysko
Zaraz się zeszli na widowisko,
A oni w porządku stali
Jeden drugiego witali – się pozdrawiali.
Kasper wita Melchiora i Baltazara
Witam was Panowie mili
Skąd żeście się tutaj wzięli,
Wiem dobrze, że mnie nie znacie,
Skąd żeście i co szukacie?
Królowie odpowiadają
My jesteśmy z wschodnich krajów
Króle Saby, Madyanów,
Przyszliśmy narodzonego
Szukać króla żydowskiego.
Odpowiedź Kaspra
I ja także z tego końca
Gdzie największy upał słońca,
Przyszedłem do Jerozolimy
Szukać tego czego i wy –
Lecz taka jest moja wola
Byśmy najpierw szli do króla
Pewnie w jego rezydencji
Narodzone dziecię będzie.
Królowie przystępują ku Herodowi śpiewając
Postępujemy bracia mili w pokorze
Zostawiwszy wielbłądy na dworze,
A sami o onym królu narodzonym
Będziemy się dowiadywać przed tronem.
Herod wita krółów
Witam was sławni mężowie
Świata tego monarchowie,
Prawdziwie mi to oznajmcie
Skąd żeście i co szukacie?
Królowie odpowiadają
My jesteśmy z wschodnich krajów
Króle Saby, Madyanie
Przyszliśmy narodzonego
Szukać Króla Żydowskiego.
Powiedz nam gdzie jest zrodzony
Ten królewicz narodzony,
Iż ty wiesz najlepiej o Nim
Gdyż rządzisz żydowskim tronem.
Odpowiada Herod
Nie miarkuję ja nic o tym
królu narodzonym
Lecz muszę zebrać do kupy
Doktory, także biskupy,
Oni mi odpowiedź dadzą,
Bo to z pisma wyszukali,
Że w Betlejem, w Ziemi Judzkiej,
Ma się zrodzić Król Żydowski.
Teraz was proszę uprzejmie
Powiedzcież mi potajemnie,
W którym czasie albo jako
Ta gwiazda ukazała się?
Królowie śpiewają
Już temu chwila niemała
Jako się nam pokazała
Ta gwiazda na firmamencie
Już temu z pół lata będzie.
Herod mówi do królów
Teraz już idźcie w spokoju
Szukać pilnie to Dziecię,
A znalazłszy powrócicie
To miejsce mi oznajmicie.
Królowie żegnają Heroda i kierują się ku stajence
Miej się dobrze ukochany Herodzie
Żyj w spokoju, szczęśliwości i zgodzie.
My z Jerozolimy pójdziemy do Betlejemu
Ku temu Królowi nowonarodzonemu.
Królowie śpiewają kolejno przed stajenką
Ja Kasper z tamtego końca
Gdzie największy upał słońca,
Oddaję Ci złotą kulę
To oznacza, żeś jest królem,
I niskie ukłony – Królu nowonarodzony.
Ja Melchior z Madyanów
Przychodzę z dalekich krajów,
Stamtąd gdzie wychodzi słońce
Przyjm kadzidło woniejące,
I niskie pokłony – Królu nowonarodzony.
I ja z Saby królem starym
Nazwano mnie Baltazarem,
Oddaję Ci gorzką mirrę
To oznacza Kalwaryjęę,
Bądź Bogiem i Panem,
Najwyższym Kapłanem.
Kończąc kolędowanie, kolędnicy śpiewają
Już się królowie z szopy zabierają,
Jeszcze raz na kolana upadają,
Całują rączki maleńkiej Dziecinie
A Maryi czynią serdeczne dzięki.
W nocy są od Anioła nauczeni
By nie wracali, gdzie są zaproszeni,
Lecz inną drogą do ojczystych krajów
By nie wstąpili do Heroda nogą.
Ale Pan Jezus w szopie nie przebywa
Tylko w kościele między nami bywa,
Niechaj tam każdy, niechaj każdy chodzi
Albowiem mu to Pan Bóg wynagrodzi,
Po śmierci samej z miłym Chrystem Panem
Będziemy się radować wiecznie. Amen.
Rozpoczynaliśmy kolędowanie w Nowy Rok, a kończyliśmy mniej więcej w siedem – dziesięć dni po Trzech Królach. Początkowo w samym mieście, a następnie w okolicznych wioskach – Harbutowicach, Międzyświeciu, Kiczycach, Pogórzu, a nawet zawędrowaliśmy do oddalonego od Skoczowa Grodźca. Wracaliśmy do domu zmęczeni i zmarznięci, gdyż zimy w tamtych czasach były śnieżne i mroźne, ale szczęśliwi z wypełnionego w danym dniu zadania i z zbieranych pieniążków.
Byliśmy często zapraszani wcześniej przez znaczące w Skoczowie rodziny i miejscowych notablów. Przedstawienie nasze trwało około 25 minut, lecz wszędzie nas chętnie słuchano. Co roku niezmiennie byliśmy zaszczycani zaproszeniem do wielkiego miłośnika tradycji regionalnej i sztuki teatralnej – Gustawa Morcinka, który uczył nas języka polskiego. Wraz ze swoją matką i siostrą Teresą słuchał naszego kolędowania z ogromnym zainteresowaniem i przejęciem.
Stefan Heczko